czwartek, 25 lutego 2016

Od Ren'a - Cd. Savey

Spojrzałem na dziewczynę.
 - Nie musisz się niczym odwdzięczać! Przecież ty zrobiłaś dla mnie to samo - uśmiechnąłem się.
Sav odwzajemniła mój gest. Po chwili kelnerka przyniosła to co zamówiliśmy. Wypiliśmy napoje w milczeniu, a potem wyszliśmy na spacer po mieście. Chodziliśmy pustymi ulicami. Nagle podjechał do nas jakiś samochód. Wiedziałem kto to. Niedobrze... Z samochodu wyszedł uzbrojony mężczyzna.
 - Pan pójdzie z nami - zarządził.
Chwyciłem Sav za nadgarstek i zacząłem uciekać. Mężczyzna strzelał do mnie, ale na moje szczęście, nie trafił. Udało nam się wbiec do jakiejś ciemnej uliczki. Zasłoniłem dłonią usta dziewczyny, by się nie odzywała. Gdy odjechali odetchnąłem z ulgą.
 - Kto to był? - zapytała.
 - Eh... oddział specjalny. Usiłują złapać każdego, kto posiada magiczne zdolności. Minusem jest to, że ich jest bardzo wielu i są odporni na większość zaklęć, w tym także kontrolę duszy. Jakiś czas temu zauważyli mnie w postaci Anioła i od tamtej pory polują na mnie - odparłem.
 - Naprawdę?
 - Tak. Mam wielu wrogów...
 - Rozumiem...
 - No ale nie ważne. Chodźmy - uśmiechnąłem się chcąc rozluźnić atmosferę.
Wyszliśmy z tej uliczki i poszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce.
 - Poczekaj, skoczę do apteki - powiedziałem.
Pobiegłem w stronę budynku z migającym zielonym krzyżem. Kupiłem plastry i wróciłem do parku. Ku mojemu przerażeniu Savey tam nie było. Na ławce leżała karteczka. Podniosłem ją i przeczytałem. ,,Jeśli chcesz ją jeszcze zobaczyć, musisz się poddać!". To znowu oni... muszę ją uratować! Spróbuję ją uwolnić, a jeżeli mi się nie uda... po prostu się poddam. Przybrałem swą ulubioną postać i chwyciłem miecz. Poleciałem do ich tajnej bazy. Znajdowała się na kompletnym odludziu. To istna forteca. Bez namysłu wdarłem się do środka. Powiem szczerze, nie było łatwo, ale w końcu udało mi się przedrzeć do głównego pomieszczenia. Stał tam szef tej organizacji i z szyderczym uśmiechem patrzył na mnie. W rogu pomieszczenia ujrzałem zamkniętą w czymś podobnym do klatki. Tylko, że pręty były... laserowe?
 - Spodziewaliśmy się Ciebie - powiedział mężczyzna, a szyderczy uśmiech nie schodził mu z twarzy.
 - Wypuść ją! - wrzasnąłem.
 - Poddajesz się?
Ścisnąłem mocniej miecz. Złość szalała we mnie. Próbowałem zwalczyć ją, ale z każdą sekundą ona rosła. W końcu postanowiłem się poddać. Ale nie im, lecz wściekłości, która zapanowała nade mną całkowicie. Furia. Nie kontrolowałem tego, ale wtedy byłem chyba bardziej podobny do Demona, niż Anioła. Moje włosy stały się czarne. Mężczyzna nadal patrzył na mnie, ale z coraz większym przerażeniem w oczach. Pobiegłem w jego stronę i nim zdążył cokolwiek zrobić, wbiłem mu miecz w pierś. Mój przeciwnik osunął się martwy na ziemię. Na podłodze pojawiła się kałuża krwi. Złość powoli mijała. Moje włosy i skrzydła na powrót przybrały biały kolor. Udało mi się otworzyć klatkę.
<Savey?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz