wtorek, 23 lutego 2016

Od Rosalie - Quest I


Zadzwonił budzik. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się nieprzytomnie po pokoju. Dziś sobota... eh, prawdopodobnie przez przypadek nastawiłam sobie alarm w telefonie. No trudno. Skoro już nie śpię, to raczej nie zasnę. Wstałam, podeszłam do szafy. Wybrałam ubranie, które miałam zamiar dziś założyć, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się, czyli ogólnie poranna toaleta. Następnie przyrządziłam śniadanie. Nic specjalnego, zwyczajne, ale pożywne musli. Po posiłku, pomimo brzydkiej pogody, postanowiłam wyjść na spacer. Ubrałam się i wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Szłam pustymi uliczkami. Było jeszcze bardzo wcześnie, a do tego pogoda wcale nie zachęcała do wyjścia na dwór. Padał deszcz ze śniegiem. Zimno, szaro, buro, ogólnie smutno. Nagle podjechał do mnie policyjny radiowóz, z którego wyszedł mężczyzna w policyjnym mundurze.
- Panienka pójdzie z nami - zarządził.
Przeraziłam się. Choć w sumie nie słusznie. Zawsze mogę użyć swoich mocy i po prostu uciec. Postanowiłam jednak pójść z nimi, żeby sprawdzić, co się dzieje.
- Dobrze - odpowiedziałam krótko, obojętnym tonem.
Wsiadłam do samochodu. Zawieźli mnie na posterunek policji do miasta Truetown.
- Ostatnio w okolicy Truetown zaginęła trójka dzieci. Podejrzewamy, że zostały porwane - oświadczył policjant.
- Nie uważacie chyba, że to ja to zrobiłam?! - zapytałam z niemalże przerażeniem.
Zawsze mogłam uciec, ale wtedy bym się stała poszukiwaną.
- Nie, ależ oczywiście, że pani nie podejrzewamy! - zaprzeczył ku mojej uciesze mężczyzna.
- To... po co mnie wezwaliście?
- Mieszkańcy i rodzice bardzo się martwią. Chcemy poprosić cię o pomoc - wyjaśnił.
- Oczywiście, że pomogę! - odparłam z zapałem.
- Podejrzewamy, że stoi za tym grupka handlarzy ludzi.
- Wasze podejrzenia są słuszne - potwierdziłam.
- Dziękujemy, że się zgodziłaś - uśmiechnął się mężczyzna.
- Nie ma sprawy.
- Dostaniesz do pomocy... - zaczął.
- Nie - przerwałam mu zaprzeczając. - Sama sobie dam radę - oznajmiłam, po czym wyszłam z budynku.
Znalezienie ich może nie być takie proste... rozpoczęłam poszukiwania. Po kilku godzinach wpadłam na trop. Niedaleko miasta znalazłam małą rękawiczkę, która jak się okazało należała do jednego z porwanych dzieci. Podczas przeszukiwania tego tereny, kilkadziesiąt metrów dalej znalazłam kolejną rękawiczkę. Mądre dzieciaki! Zostwiły ślad, żeby ułatwić poszukiwania! Teraz będzie łatwiej. Znalazłam jeszcze dwie pary rękawiczek. Ku mojej rozpaczy ślad prowadził do... lasu! Pobiegłam w tamtą stronę. Użyłam mocy niewidzialności, dzięki czemu porywacze nie zorientują się, że tu jestem. Biegłam bezszelestnie ciemnym lasem. W pewnym momencie zauważyłam jakiegoś mężczyznę. Chodził bardzo cicho, miał ubranie przez które wtapiał się w tło i nerwowo rozglądał się dookoła, jakby w obawie, by nikt go nie śledził. Poszłam za nim. Niewidzialność bardzo mi się w tej chwili przydała. Dzięki niej szłam niezauważona za podejrzanym. Wszedł do jakiejś jaskini, a ja rzecz jasna poszłam za nim. Oniemiałam. Ta "jaskinia" wcale nie była zwykłą jaskinią, lecz istną tajną bazą! Było tu tak, jak w mieszkaniu. Nadal niezauważenie ruszyłam korytarzem, na którego końcu ujrzałam zamknięte na klucz drzwi. Za pomocą magii otworzyłam je. W kącie pokoju siedziały związane dzieci. Dwie dziewczynki i jeden chłopczyk. Przestałam być niewidzialna. Dzieci przeraziły się nie na żarty. Chciały zacząć krzyczeć, ale uspokoiłam je.
- Spokojnie, jestem tu, żeby was uwolnić - wyszeptałam.
Rozwiązałam więźniów, zabrałam linę i dałam im znak, żeby tu poczekali. Trzymając sznur, więżący poprzednio dzieci, weszłam cicho do pokoju. Siedzieli tam porywacze. Nim zdążyli cokolwiek zrobić skoczyłam na nich i związałam. Zaczęli kląć i krzyczeć na cały głos. Nie zwracałam na nich najmniejszej uwagi. Zadzwoniłam na policję, że zadanie zostało wykonane. Przyjechali i zabrali przestępców, a ja zaprowadziłam dzieci do miasta. Postanowiłam jakoś wynagrodzić im, przynajmniej w małej części, to porwanie. Zapytałam się, o czym marzą. Jednej dziewczynce kupiłam nową lalkę, a chłopczykowi piłkę.
- A ty? Co byś chciała dostać? - zwróciłam się do ostatniej dziewczynki.
- Chciałabym... mieć dobry dom, w którym ja i moi rodzice będziemy bezpieczni - powiedziała smutno.
Okropnie wzruszyły mnie jej słowa. Poprosiłam, by zaprowadziła mnie do jej domu. Gdy dotarłyśmy na miejsce prawie się rozpłakałam. To, jak oni żyli... postanowiłam im pomóc. Zebrałam w sobie wszystkie siły. Moc Aniołów pomaga w uszczęśliwianiu innych... ziemia delikatnie zadrgała. Po chwili na miejscu daenej ruiny stał nowy dom. Nie był wielki i super nowoczesny, ale było w nim wszystko, co było potrzebne do życia. Dziewczynka i jej rodzice płakali ze szczęścia. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz